Pewnie każdy z
Was ma ulubione ulice, które kocha, a spacer nimi to zawsze przyjemność. Nawet jak pada rzęsisty deszcz, a Wy zamiast o kubku gorącej herbaty myślicie, że moglibyście tu zamieszkać na stałe. Nawet na chodniku.
Przed wyjazdem do Paryża myślałam, że będzie to któraś z TYCH ulic, które są bardzo wąskie, romantyczne i trudno je znaleźć zwykłemu turyście. Jedna z tych, na które trafia się przypadkiem, a jak próbujesz znowu zaznać atmosfery wyjątkowości to nie potrafisz jej znaleźć. Na tym polega ich urok. Urok chwili.
Przed wyjazdem do Paryża myślałam, że będzie to któraś z TYCH ulic, które są bardzo wąskie, romantyczne i trudno je znaleźć zwykłemu turyście. Jedna z tych, na które trafia się przypadkiem, a jak próbujesz znowu zaznać atmosfery wyjątkowości to nie potrafisz jej znaleźć. Na tym polega ich urok. Urok chwili.
Ja znalazłam
swoją ulubioną ulicę w Paryżu, ale nie jest ani trochę romantyczna. Jest szeroka jak
każda ulica i są na niej może ze dwie kawiarnie, które nie należą do najbardziej
urokliwych na świecie. Słowem z romantyzmem ma mało wspólnego.
Rue des Rosiers na zawsze wryła się w moją pamięć i na pewno jak będę kolejny raz w Paryżu to ją odnajdę. Między numerem 96 a 110 znajduje się bowiem największy targ staroci w Europie.
Nie przywiązujcie się za bardzo do tej nazwy i nie nastawiajcie na zbiory gratów, o nie!!! W Polsce targi staroci przypominają trochę kolorowe wysypiska śmieci. Prawdopodobnie to mnie w nich najbardziej pociąga. Dreszczyk emocji i nadzieja, że wśród gratów odkryję skarb, który oczywiście skarbem jest tylko dla mnie. Reszta świata nie zawiesiłaby na nim oka nawet przez sekundę. Na zardzewiałym ogrodzeniu z siatki wiszą w Polsce ubrania, które pamiętają pranie we Frani i na zawsze przesiąknęły potem stojąc w kolejce po schab bez kości. Długo odpoczywały po trudach PRL-u w szafie z drzwiami na wysoki połysk, zamykanymi na srebrny okrągły kluczyk. Na kawałkach kartonu leżą przedmioty, których przeznaczenia trudno się domyślić, ale żeby znaleźć skarb – trzeba mieć dużo szczęścia i dużo czasu.
Rue des Rosiers na zawsze wryła się w moją pamięć i na pewno jak będę kolejny raz w Paryżu to ją odnajdę. Między numerem 96 a 110 znajduje się bowiem największy targ staroci w Europie.
Nie przywiązujcie się za bardzo do tej nazwy i nie nastawiajcie na zbiory gratów, o nie!!! W Polsce targi staroci przypominają trochę kolorowe wysypiska śmieci. Prawdopodobnie to mnie w nich najbardziej pociąga. Dreszczyk emocji i nadzieja, że wśród gratów odkryję skarb, który oczywiście skarbem jest tylko dla mnie. Reszta świata nie zawiesiłaby na nim oka nawet przez sekundę. Na zardzewiałym ogrodzeniu z siatki wiszą w Polsce ubrania, które pamiętają pranie we Frani i na zawsze przesiąknęły potem stojąc w kolejce po schab bez kości. Długo odpoczywały po trudach PRL-u w szafie z drzwiami na wysoki połysk, zamykanymi na srebrny okrągły kluczyk. Na kawałkach kartonu leżą przedmioty, których przeznaczenia trudno się domyślić, ale żeby znaleźć skarb – trzeba mieć dużo szczęścia i dużo czasu.
W
Paryżu na Rue des Rosiers większość zgromadzonych rzeczy ma swoje mieszkanie z
designerskim oświetleniem, a każdy „box” to dzieło sztuki dekoratorskiej. Każdy
przedmiot to skarb, niestety z bardzo wysoką ceną. Przeciętny Polak może sobie
pozwolić w tym miejscy jedynie na kawę i deser w pełnej antyków i designerskich
mebli restauracji Ma Coccote.
Nawet nie
wiecie jak bardzo chciałam przywieść sobie pamiątkę z Paryża właśnie z tego
miejsca. Ta stalowa głowa konia z XIX wiecznej karuzeli leżała sobie na ławce,
bez ceny. Ja już oczami wyobraźni widziałam ją w moim salonie i dobierałam odpowiedni kolor rzeczy znajdujących się w pobliżu, żeby wyeksponować jej piękno jak najlepiej. Z drżeniem pytałam o cenę i w momencie jej
wypowiadania moje ciało sflaczało, a barki opadły o 5 cm. Straciłam nadzieję –
1200 Euro otworzyło mi oczy już na samym początku mojej przygody z Rue Des Rosiers. Może
to i lepiej, bo nie szukałam gorączkowo
niemożliwego (skarbu za małe pieniądze) tylko delektowałam się tym co widzę i
fotografowałam to co mnie urzekło.
Od razu Wam powiem, że planuję jeszcze jeden post z tego miejsca, a konkretnie z jednego sklepu – który do dzisiaj śni mi się po nocach.
Od razu Wam powiem, że planuję jeszcze jeden post z tego miejsca, a konkretnie z jednego sklepu – który do dzisiaj śni mi się po nocach.
Nie będę już
przynudzała, zapraszam Was do mojego bajkowego świata, na ulubioną ulicę Rue Des Rosiers.
Do
zobaczenia
Ewa
Photos by Stand Up Fashion
Cudności! Dla mnie Paryż ma niesamowity kklimat!
OdpowiedzUsuńAle tam jest cudownie:)
OdpowiedzUsuńo matko !!! oszalałabym tam!!!! i wydała chyba wszystkie oszczędności!!!
OdpowiedzUsuńNiezłe mi ,,starocie"!!! Fantastyczne miejsce!!!
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi ochoty na Paryż..tak bardzo. A wczoraj wyczaiłam, że bilety od 90 zł z Wroclawia, Katowic i Warszawy…hm hm…:)
OdpowiedzUsuńRobi wrażenie :)
OdpowiedzUsuńMoja przyjaciolka wrocila z Paryza niedawno. Byla pod wrazeniem :)
OdpowiedzUsuńParyż jest na mojej liście miejsc do odwiedzenia :)
OdpowiedzUsuńCudna ulica coś mi się wydaje, ze trudno by było ,mnie stamtąd wyciągnąć :)
OdpowiedzUsuństrzał w dziesiątkę tym postem! Właśnie na weekend planujemy kolejny raz udać się do Paryża.Ulicę zapisuję,choć nie wiem czy mój M i1,5 roczny synek wytrzymaliby tyle czasu gdybym trafiła na ten targ:)
OdpowiedzUsuńściskam
Gratuluję wspaniałych zdjęć :) piękne miejsce, wymarzony targ staroci :)
OdpowiedzUsuń