niedziela, 2 sierpnia 2015

chwile takie jak ta




Wróciłam znowu w objęcia starych dobrych przyjaciół. Ach ukochane Bieszczady – w żadnym innym miejscu na ziemi serce nie wpada w taką palpitację na widok kilku pagórków obrośniętych trawą! Góry przywitały mnie i całą rodzinkę z honorami. Siarczysty deszcz walił w dach samochodu jak w werble, żeby zaraz pokazać swoją baśniową stronę. Deszcz ustał , podniosła się mgła równocześnie z zachodem słońca. Nie jestem w stanie opisać Wam tego widoku i  zapachu. Muzyka dla mych nozdrzy i koncert dla oczu. W taki dzień mogą się zdarzyć tylko same dobre rzeczy. Śniadanie z widokiem na Carycę (dla niewtajemniczonych : Połoninę Caryńską), podwieczorek na trawie, kąpiel w Sanie, bujanie w hamaku, nowi czworonożni przyjaciele, pojemna torba na wszelkiej maści bardzo potrzebne rzeczy Księżniczki i moje bardzo potrzebne książki, gazety i notesiki. Plecenie wianków, buszowanie po łące, świetliki na dobranoc i czarna jak smoła noc z niebem rozgwieżdżonym niczym w planetarium.

Piszę do Was schowana w soczystej  bieszczadzkiej trawie, światło jest tak piękne, że aż dech zapiera i zupełnie nie wiem czy, mam tę chwilę błogosławić, czy martwić się że to tylko chwila.  Że moja mała dziewczynka za chwilę już nie będzie chciała siedzieć ze mną na kocu i pleść wianki. Że nie namówię jej już na sen w objęciach babiego lata.

Pierwszy raz nie mogłam się opanować z dodawaniem zdjęć do posta. Wybaczcie mi to magia Bieszczad i moja nowa miłość – torba Morini. W założeniu jest torbą rodzicielską bo ma niezliczoną ilość przegródek, ale już wiem ,że będzie pełnić rolę bagażu podręcznego w weekendy, a Mójcion już ją zaklepał na wypady na piłkę. Jeszcze zapach skóry dobrze nie wywietrzał, a już się o nią kłócimy!

Mam nadzieję, że zdjęcia się Wam podobają!

Do zobaczenia

Ewa





















 



Ja:

sukienka - gap
torba - morini
okulary - optopro
sandały - mały butik w Rzymie

Julia:
sukienka  - h&m

niedziela, 19 lipca 2015

od pierwszego wejrzenia


        
       Miłości się nie wybiera. Tak to już jest, że przychodzi znienacka i masz babo placek. Tym razem miłość mnie nie zaskoczyła. Nie dostałam od życia obuchem, że to niby przechodziłam sobie obok, a tu patrzę stoi stół jak malowany. Nie. Ja tę miłość starannie wyselekcjonowałam spośród innych możliwych miłości „oddam za darmo”JJJ. Przeszukałam starannie ogłoszenia. Moja miłość musiała mieć koniecznie orzechową karnację i zero sztuczności. Bez silikonu i liftingu. Podrasowaniem mojej miłości chciałam zająć się w miarę możliwości sama, jeśli oczywiście byłaby taka potrzeba. Przecież mogło się zdarzyć, że znajdę ideał i nie trzeba go będzie tunningować. Okazało się jednak, że jak to zwykle bywa miłości trzeba trochę pomóc. W swej pewnie burzliwej przeszłości stół nieświadom przykrych konsekwencji zaprzyjaźnił się z kornikami. Pewnie nie wiedział, że przyjaciół trzeba sobie dobierać bardzo uważnie. Nie zdawał sobie biedny sprawy z przykrych konsekwencji tej tylko jednostronnie korzystnej relacji. Goście przesadzili. Rozgościli się za bardzo, zarówno w nogach, jak i w blacie. O gościach ogłoszenie „oddam za darmo” nie wspominałoLLL.

       Ale nic to, przecież, po pierwsze darowanemu w zęby się nie zagląda, a po wtóre ta miłość... Po prostu spodobał mi się tak bardzo, że gotowa byłam ponieść dodatkowe koszty związane z wzięciem tego orzechowego cuda pod swój dach. Zaczęłam planować i organizować całe przedsięwzięcie. Może to się wydaje Wam na pierwszy rzut oka proste, ale wcale takie nie było. Mójcion nie przeżyłby już kolejnego stolika - wszak niedawno dwa przyniosłam z kurnika. A teraz jeszcze jeden z ekstra lokatorami. Nie wspominając już o tym, że w salonie mamy już duży rozkładany stół na 8 osób. Więc domyślacie się, że o pomocy z jego strony mogłam zapomnieć. W tajemnicy przed nim, wtedy kiedy był w pracy, zapakowałam dzieci do kombi i ruszyłam po stół.

       Odbiór i droga powrotna zajęła mi cztery razy tyle czasu co dojazd. Oczywiście nie zmieścił się w całości do bagażnika (ach te długie nogi). Rozważałam nawet na miejscu amputację – ale w końcu przy pomocy miłych panów sąsiadów właściciela stołu (pozdrawiam serdecznie!) udało się odjechać z otwartą klapą bagażnika i wystającym z niego prawie w połowie stołem, ale nogami na swoim miejscu.

        Domyślacie jak się czułam kiedy Mójcion wchodząc do 20 metrowego salonu ujrzał w nim dwa stoły i dwa stoliki? Ratowało mnie tylko to, że moja nowa miłość była darowana. Wbrew obawom poszło z Mójcionem w miarę gładko, a ja odetchnęłam z nieukrywaną ulgą i bez zwłoki zaczęłam wcielać w życie swój plan zmiany wystroju salonu. Małymi kroczkami. 
Orzechowy stolik w stylu art deco był tym zapalnikiem, potem poszło już tylko lepiej. Pewnie go pamiętacie jeszcze przed metamorfozą TUTAJ i TUTAJ kiedy pełnił rolę stolika śniadaniowego, dodatkowego blatu roboczego i świetnego tła do zdjęć. Pomału wkupywał się w łaski Mójciona.

      Dzisiaj po długich i bolesnych dla Karoliny i Kuby perypetiach (dziękuję kochani jeszcze raz), w końcu stał się stolikiem kawowym. Amputacji nóg sprawnie niczym chirurg dokonał Kuba, a ja zafundowałam stolikowi bolesną depilację (niestety okleina orzechowa nie wytrzymała najazdu lokatorów). Potem szpachlowanie, szlifowanie i znowu szpachlowanie, szlifowanie i tak w kółko. W końcu można było malować. Kolor jest prawie taki sam jak przed operacją.

      Mójcion nie pamięta już, że stolik miał kiedyś długie nogi i że na jego widok kręcił nosem. Dzisiaj chyba już się z nim choć trochę zaprzyjaźnił. Przynajmniej przestał mi dokuczać zliczając co i rusz ilość stolików w naszym salonieJJJ. Dzieci już dawno go pokochały, szczególnie Księżniczka – jest budą dla psa, fortecą, domkiem, a dzisiaj jest budką telefoniczną z analogowym czarnym bakelitowym telefonem.

       Pięknie prezentują się na nim monochromatyczne dodatki i moje nowe etui na laptopa. Komu podobają się panowie z rogami? Mnie bardzo, Mójcion nie wypowiada się o nich zbyt pochlebnieLLL, bo to już nie pierwsze rogi w naszym mieszkaniu, bierze rogi za bardzo do siebie….JJJ Ale to już historia na całkiem osobny wpis.

Do zobaczenia…

Ewa






etui na laptopa - youpibag
pufy kamienie - pawie oczko
lisosław na ścianie - projekt cacko

środa, 15 lipca 2015

Modny Śląsk i Silesia Bazaar - fotorelacja




Czasami siadam do klawiatury i słowa same płyną. Dzisiaj jakoś nie chcą. Dzisiaj siedzą sobie po cichutku pod stołem i nie chcą wyjść. Mam teorię na ten temat, albo nawet dwie. Pierwsza jest skomplikowana jak kobieta przed okresem ,druga prosta jak konstrukcja cepa. Obie mnie zasmucają, więc Was też nie będę nimi obarczała.

17 czerwca Modny Śląsk na Mariackiej stworzył coś na kształt pokazu mody. Pomysł świetny, szczególnie podobało mi się wyjście z tą modą do ludzi i to że każdy mógł ten pokaz obejrzeć. Przykuło moją uwagę kilka świetnych projektów ze Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru z Krakowa, a Mariacka stanęła na wysokości zadania i pomalowała scenerię szarografitowym niebem.

Dwa dni później odwiedziłam Silesia Bazaar, który chyba już po raz ostatni miał miejsce w Spodku. W przyszłym roku odbędzie się w nowej siedzibie Centrum Kongresowego i to będzie dla tego wydarzenia zdecydowanie lepsza miejscówka. Zapraszam Was na krótką fotorelację z tych dwóch wydarzeń, a po więcej zapraszam na stronę Modny Śląsk i Silesia Bazaar.

Do zobaczenia


Ewa






















Choose your language

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...