Pogoda jest dokładnie taka sama jak mój nastrój. Na przemian słońce i załamanie pogody. Jestem tak bardzo światłoczuła jak to możliwe. W sumie to powinnam sprawdzać pogodę i odpowiednio wcześnie reagować, ale problem jest bardziej skomplikowany. Tak skomplikowany jak kobieta. Nie dość, że nie rozumie nas nikt (w szczególności faceci) to my same też siebie niejednokrotnie nie rozumiemy. Czasami zdaje mi się, że do szczęścia jest mi potrzebna tylko dawka kofeiny z mlekiem (szczególnie o 7.00 rano, a potem kolejno o 12.00 i 15.00), ale proces odzyskiwania siebie po okresie bez słońca jest bardziej skomplikowany. Dzisiaj podam Wam na tacy kilka moich ulubionych i sprawdzonych „dawek słońca” w pochmurne dni.
Można używać bez ograniczeń!!
1. Wizyta w księgarni zawsze poprawia mi nastrój. Zdradzę Wam sekret: Był taki czas kiedy w tajemnicy przed Mójcionem po pracy wpadałam do Empiku (niestety teraz nie mam po drodze) i siadałam między regałami na podłodze w dziale dziecięcym. Czytałam i wąchałam. Do tej pory nie mogę się zdecydować co mi bardziej poprawia nastrój czytanie książeczek dla dzieci czy ich wąchanie… Supermarkety z działami książkowymi niestety nie wchodzą w tę opcję. Brak klimatu nie poprawi mi nastroju. W sumie antykwariat też mógłby być, ale niestety nie znam takiego z klimatem, gdzie nie śmierdzi stęchlizną i można posiedzieć na podłodze bez narażania się na niewybredne komentarze. Dajcie znać jak taki znacie w woj. śląskim.
2. Ciepła, chrupiąca bułeczka z masłem (nie z żadną tam margaryną) i konfiturą morelową, kubkiem parującej kawy, wełnianymi skarpetami na stopach i książką na kolanach. To jest trudne do wykonania, ale daje stuprocentową pewność na dobry początek dnia bez chandry.
W sumie to można podrasować wczorajsze czerstwawe bułki na tosterze albo w piekarniku i też gra gitara.
3. O każdej porze i w każdym czasie przytulaniec na łyżeczkę. Najlepiej nadaje się taki duży i męski osobnik z dobrze rozwiniętą empatią.
4. Wtulanie się w ciepłe ciałka dzieci i wąchanie ich za uszami i nie puszczanie choćby piszczały i krzyczały: mamo już dość, już wystarczy, puść już, oj to łaskocze, mamooooo już nie mogę, mamo chce mi się siku!
5. Duży kawałek ciasta czekoladowego z chili i sosem balsamicznym. O raju, oszalałam na punkcie tego smaku. Pierwszy raz zrobiłam to ciasto miesiąc temu i od tego czasu robiłam je już chyba z sześć razy. Jest boskie, jest obłędne i jest uzależniające. Tak przyznaje się, jestem uzależniona, nawet dzieciaki (choć nie przepadają za ostrymi smakami) za nim szaleją. W sumie to nie znam osoby, której by nie smakowało (chyba, że mnie oszukują…).
6. No i co z tego, że słońce nie świeci? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że to stan przejściowy. Przecież to tylko deszcz, wiatr albo śnieg.
Kiedyś gdy jeszcze więcej chodziłam niż jeździłam samochodem lepiej znosiłam braki słońca. Wiedziałam co to parasol, miałam kalosze, wygodną torbę. Szpilek miałam sztuk zero. Teraz mam więcej szpilek niż butów na płaskim obcasie (samochód), wielkie torby, w których przenoszę cały dobytek z samochodu w inne miejsca, a parasola nie rozkładałam od lat. Nie mam kaloszy (w samochodzie nie są potrzebne). Mam za to huśtawki nastrojów i ciepełko pod pupą.
I choć w dalszym ciągu przychodzi mi to z trudnością, to zdarza mi się wysiąść z samochodu i przyjrzeć się przez kilka chwil wschodowi słońca, zrobić „oreła” na śniegu albo stać z otwartą buzią i smakować deszcz. Nic a nic tak dobrze mnie nie nastraja jak małe szaleństwa w poukładanym co do minuty planie dnia.
Wiecie co, zaczęłam pisać tego posta kiedy z nieba walił śnieg, a południe przypominało raczej zmierzch. Teraz świeci słońce jak w piękny wiosenny dzień, a niebo ma kolor najpiękniejszego błękitu.
I jak tu nie wierzyć słowom, że jesteśmy siłą sprawczą naszego życia?
Na koniec słoneczne zdjęcia z Krakowa.
Do zobaczenia
to ja poproszę przepis na to wspaniałe ciasto z chili i sosem balsamicznym, też chcę oszaleć na jego punkcie ;)
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie juz w przyszłym tygodniu zaglądaj:)
UsuńPodpisuję się pod kilkoma punktami, ale... zaintrygował mnie ten o cieście, więc zwracam się z uprzejmą prośbą prośbą o jego udostępnienie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
wierna czytelniczko/podglądaczka Justyna
Kochana specjalnie dla Ciebie w przyszłym tygodniu będzie post i przepis o Tym cieście. Pozdrawiam serdecznie
UsuńŚlicznie...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńfantastyczne zdjęcia, bardzo mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńSUPER!
OdpowiedzUsuńpiękny ten płaszczyk !
OdpowiedzUsuńBiały płaszczyk z czarną bazą pięknie się prezentuje. Zdjęcia fantastyczne.
OdpowiedzUsuńTen jasny płaszcz skradł mi serce. Elegancja w świetnym wydaniu.
OdpowiedzUsuńMnie też skradł i dlatego nie byłam w stanie wyjśc bez niego ze sklepu. Tym bardziej, że kosztował 160 zł:)
UsuńBardzo fajny post, chyba sama stworzę sobie taką listę ;)
OdpowiedzUsuńprzepiękny płaszcz i bardzo podobają mi się zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńTen płaszczyk wygląda pięknie w połączeniu z czarnym kolorem.
OdpowiedzUsuńzazdroszczę płaszcza
OdpowiedzUsuńgenialny
Najlepsza w nim jest cena - kupiłam go na wyprzedaży za 160 zł z 500!
Usuńpiękne zdjęcia!;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ten płaszczyk, jak zobaczyłam tą stylizację to nie myślałam już o niczym innym! Myślisz, że na wiosnę sprawdzi się idealnie? Bo ostatnio upatrzyłam sobie podobny do tego http://kimkim.pl/article/1279/Lidia+Kopania+w+szpilkach+ZARA%21+Podpowiadamy+gdzie+kupic+podobne. Urzekła mnie ta kokarda :D Co o nim sądzisz? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJest śliczny i bardzo kobiecy, niestety nie jest uniwersalny pasuje raczej tylko do bardzo kobiecych i podkreślających talię stylizacji. Jesli na tym Ci zalezy to wybór jest świetny.
UsuńPozdrawiam serdecznie
tak czytam o przytulaniu na łyżeczkę i tuleniu dzieci iaż mi serce szybciej zabiło, a ciało się wyrywa do domu... pięknie napisane. Proste rzeczy, a ile mogą człowiekowi dać.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój płaszcz.
obserwuję Twojego bloga, nie pozwolę, by coś mi z niego umykało;-)