Pepitka jeszcze do niedawna
kojarzyła mi się tylko z wyfiołkowanymi paniami
przechadzającymi się ulicami Paryża. Do czasu. Pojutrze będziemy obchodzić drugą rocznicę śmierci Aleksandra McQueena. To
u niego w kolekcji jesień zima 2009/2010 pierwszy raz zobaczyłam pepitkę w
wersji TOTAL.
Zakochałam się w tym deseniu. Kupiłam sukienkę, pod wpływem
tej miłości. Zaraz potem koszulę, a później jeszcze spódnicę. Nie bójcie się,
nie noszę wszystkiego na raz. To uchodzi
tylko wielkim projektantom. Nam się czasami wydaje, że to chyba przesada… a
koneserzy mody ogłoszą : Mistrzostwo formy, w klasycznym wydaniu retroJJJ.
Salvatore Ferragamo
na Milan Fashion Week 2011/2012, poszedł tropem Mcqueena i przeskalował pepitkę
na maxa. Nie wiem czy to by się spodobało Coco Chanel. Mnie się podoba.
Pepitkę w prawdziwym życiu nosi się bardzo łatwo. Wystarczy
trzymać się zasady: bez przesady. Minimalizm
i pepitka bardzo się kochają. Pepitkę lubią kolory, które na jej tle
nabierają większego znaczenia. Żółty, czarny, czerwony, zielony i granat + pepitka to strzał w dziesiątkę.
Mam nadzieję, że moja domówkowa wersja „kurzej stopki” Wam
się spodoba.
Miłego oglądania. Cmok.
Photos by Maja Kołodziejczyk
sukienka - New Yorker
koszula - Diesel sh
buty - Allegro
torebka - sh
leginsy - H&M kids
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz...