„zrób
przysiad, a powiem Ci kim jesteś” (Paweł Ch.) - właśnie tak mniej więcej
rozpoczęła się przygoda w Lifeage w Chorzowie. Pacjent spotkał lekarza, postawiono
pacjentowi diagnozę, przekazano mu epikryzę i stosowne recepty. Tak, tak to nie
pomyłka… tak teraz wygląda profesjonalny fitness…
Ale od początku…
Pacjent
Taka sytuacja: luty 2013r. złamana kostka na wypadzie
narciarskim z przyjacielem (slalom specjalny: trening na tyczkach). Zbyt
ambitne podejście do zagadnienia. Zjazd w saniach ratowniczych na dół,
niezapomniane poczucie klaustrofobii (kto jechał, ten wie). Niezapomniane uroki
szpitala w Nowym Targu. Gips 6 tygodni. Dwie smukłe, aczkolwiek zdradliwe
„laski”, które nie opuszczały pacjenta przez 24h na dobę. Zdjęcie gipsu (WTF - brak
mięśnia łydki – „To jest moja noga? To nie może być prawda”). Ponowna nauka
chodzenia – nie sądziłem, że rozstanie z dwiema laskami mnie tak kiedyś ucieszy.
Brak regularnej aktywności fizycznej - stracony sezon narciarski, piłkarski
itp. itd.
A tu pewnego pięknego
dnia pacjent otrzymuje na twarz news’a: „Za
dwa dni idziesz na fitness na profesjonalne zajęcia z trenerem”.
Reakcja pacjenta: luzik,
przecież nikomu nie zaszkodził jeszcze lans w nowym, wypasionym klubie dla dziewczyn.
Po konsultacji z kilkoma kolegami zidentyfikowano podstawową zasadę przetrwania
w tego typu miejscach - wybrać dogodne miejsce na sali, z niezapomnianym
widokiem na współćwiczące koleżanki:):):).
Prolog
Dzień zgodnie z
zapowiedzią rozpoczął się od zajęć fintess, ale na sali tylko jedna koleżanka –
małżonka i pół tuzina samców z BMI, o którym pacjent możne tylko pomarzyć. Do
tego czarne, obcisłe koszulki, zwinne, sprężyste ruchy itp. itd. Pierwsza myśl
– to nie będzie mój dzień. Uśmiech na twarzy koleżanki-małżonki – bezcenny.
I od samego wejścia wtopa
po całości. Niestety mój przysiad nie wypadł zbyt okazale. Na pocieszenie
pozostał fakt, iż przysiad koleżanki-małżonki, absolwentki AWF
wypadł jeszcze gorzej;) Czymś trzeba się w życiu pocieszyć… Te proste ćwiczenie
oczywiście pod okiem trenera młodszego od pacjenta o dekady.
Ale po kilkuminutowym
kontakcie z samcem w czarnej obcisłej koszulce –trener, zapaliła mi się
czerwona lampka. Po tym co do nas mówił coś mi się zaczęło nie zgadzać ze
stereotypem przeciętnego trenera w tego typu miejscach… zaraz, zaraz… coś nie gra…
Akt I
Nie zgadzało się, bo Paweł
(trener) przeprowadził profesjonalną diagnozę sytuacji.
I tu pierwsza
niespodzianka. Paweł zaprezentował, jak to dzisiaj jest w modzie, tzw. „holistyczne
podejście do zdrowia pacjenta”. Znam slang, bo kiedyś tam czytałem, oczywiście
„przez zupełny przypadek”, prasę kobiecą o tym „co zrobić by być piękną,
powabną i w pełni zaakceptować swój wygląd w bikini”.
Paweł zaczął od pytań:
jak żyjesz, co robisz zawodowo, jak się odżywiasz, jak spędzasz wolny czas, jaki
jest stan Twojego zdrowia itp. itd. – w sumie, to jak sięgam pamięcią, to żaden
lekarz na badaniu okresowym nigdy nie zadał mi tylu pytań o stan mojego zdrowia
przed wydaniem diagnozy i wypisaniem recepty.
Jak już Paweł wiedział z jakim
pacjentem ma do czynienia to wówczas zapytał pacjenta o spodziewane efekty
treningowe.
I tutaj kolejna
niespodzianka – tak, jak u lekarza ortopedy w 2013r. dostałem epikryzę i receptę.
Na podstawie zgromadzonych informacji przygotowano zindywidualizowany program
ćwiczeniowy, który został zapisany na urządzeniu (forma klucza USB – moja
spersonalizowana epikryza i recepta w jednym).
Trening rozpisano na cały
cykl treningowy. Wchodząc na salę pacjent rozpoczyna ćwiczenia posługując się
kluczem, który kieruje go do kolejnych maszyn i punktów treningowych. Przy
każdej maszynie pacjent ma zaprogramowaną ilość powtórzeń. Czyli wie co, gdzie
i kiedy ma robić – nie musi chodzić ze śmieszną kartką zawierającą rozpiskę planu
treningowego, lub pamiętać co to trzeba dzisiaj zrobić. Ponadto wszystko odbywa się pod czujnym okiem trenera-lekarza:), który kontroluje poprawność wykonywanych
ćwiczeń, żeby sobie pacjent nie zrobił kuku.
Kolejna niespodzianka: trener
(personalny lekarz:)) ma możliwość monitorowania
postępów pacjenta i może wydzielać ewentualnego „kopa” przy obijaniu się
pacjenta. I tutaj pojawia się różnica pomiędzy trenerem w Lifeage a przeciętnym
lekarzem – jeszcze nigdy lekarz nie weryfikował u mnie stosowania zleconej terapii.
ALE TERAZ KLUCZOWA SPRAWA - maszyna na której ćwiczysz łączy się z kluczem monitorując
ilość i jakość powtórzeń. Odpada mozolne zliczanie powtórzeń. I te co i rusz pojawiające się
wątpliwości – „mhhh… to już było 8, czy 9 powtórzeń… eee chyba 9, a nawet 10.
Ufff… no to czas kończyć;););)
Czyli wszystko odbywa się
na bajerze, pierwsza klasa.
Po rzeczonym przysiadzie i diagnozie sytuacji, Paweł pozwolił mi podczas rozgrzewki zaprzyjaźnić się z maszynkami o enigmatycznie brzmiących nazwach VARIO, KINSESIS STATION i OMNIA.
Po rozgrzewce mieliśmy
przejść do ćwiczeń siłowych, ale oczywiście chęci pacjenta przerosły możliwości.
Na ćwiczenia siłowe niestety nie starczyło kondycji.
Szkoda miejsca na
opisywanie wyposażenia, bo to widać na załączonych zdjęciach. Warto natomiast wspomnieć
o monitorkach dotykowych przy maszynach oferujących wejście na słuchawki, oczywiście
dostęp do sieci, FB, G+ i co tam sobie każdy wymarzy. Można czytać książkę,
oglądać film itp. itd. A nawet jak ktoś by chciał to może sobie przynieść na
sale pracę. Poczytać raporty, analizy, zaległe maile itp. itd. Także jest też
coś dla pracoholików… dla każdego coś miłego:):):). Full wypas…
Zabawa pierwsza klasa.
Chociaż to już nie można nazwać zabawą, biorąc pod uwagę długą listę zawodników
przygotowujących się na dostępnym sprzęcie do zawodów rangi światowej, czy
profesjonalnej rehabilitacji po różnego rodzaju urazach.
Trzeba dotknąć, spróbować
i doświadczyć samemu. Trudno przekazać słowami jak się ćwiczy na danej
maszynie. Niemniej pacjent był już na tym etapie bardzo zadowolony. Nawet brak
zajęć w podgrupach mu już nie przeszkadzał. Ale takie też się odbywają. Jest
salka do zajęć grupowych, nawet na rowerkach.
Po I akcie pacjent stał
się fanem Lifeage. Całości dopełniły doświadczenia z aktu II, nie mówiąc o
akcie III.
AKT II
Po cokolwiek wymagającej
„rozgrzewce” przyszedł czas na zasłużony odpoczynek. Nie ukrywam, że strefa
WELLNESS wzbudza zawsze u mnie same miłe uczucia:):):).
Przed wyjazdem
przejrzałem stronę WWW Lifeage i moją uwagę przykuł tekst: „... wyjątkowych
saun i łaźni, trzy minibaseny typu jacuzzi, bogaty program wypoczynkowy i
pielęgnacyjno-regenerujący”. No to pomyślałem… będzie się działo i się nie
zawiodłem.
Zdjęcia poniżej oddają
mam nadzieję wszystko…
Ale moją uwagę zwrócił
drobny, ale ważny dla mnie szczegół. Drewno w saunach nie nagrzewa się tak jak w
innych tego typu miejscach. Drewno z Japonii robi różnicę.
Zauroczył mnie również
jeden z możliwych sposobów schładzania po wizycie w saunie – zamiast
przerażającego, zimnego arktycznego wodospadu, jest zimna mgiełka. Nie ma
krzyków, nawet nie cisną się na usta niecenzuralne słowa.
Jest grota solna,
rosyjska bania, duża sauna do sensów aromaterapii itp. itd. Ponownie - full
wypas.
PEŁEN RELAKS…
Uczestniczyłem z
koleżanką-małżonką w seansie aromaterapii. Niemniej głównym faktem, który
utkwił mi w pamięci jest zachwyt koleżanki-małżonki nad umiejętnościami Adama w
rozprowadzaniu ręcznikiem ciepła w saunie. Mam jednak nieodparte wrażenie, że
jej uwaga raczej została skupiona na innym elemencie występu Adama. A
mianowicie muskulatura i „niezły kaloryferek” Adama. Udałem, że nie zrozumiałem
o co jej chodzi…:):):)
Akt III
Lekarz /trener Paweł
zalecił ćwiczenia, odpowiedni sposób relaksowania (trudny raczej w 100% do
przestrzegania:)) i właściwe
odżywianie. I właśnie ostatni etap mojej przygody był związany z konsumpcją i
zakończył się w Lifeage Bistro. Miło, przyjemnie, profesjonalnie.
I w tym jednym zgodzę się
z Panią Magdaleną Gessler – menu nie musi, a nawet nie powinno być długie.
Ważne, żeby to co konsumujemy zapadło w pamięci. I też tak było. Wiedza i
umiejętności kucharskie, świeżo, z polotem, z odpowiednią ekspozycją i w
nienagannym standardzie serwowania dań.
Brak przerostu formy nad
treścią. To lubię… Taka sytuacja: Skończyłeś
ćwiczyć, wiesz że nie ma nic w lodówce, do marketu nie chce się jechać, tym
bardziej stać po treningu przed kuchnią nawet te przysłowiowe 15 min. Decyzja
jest prosta – Lifeage Bistro. Po pierwsze zdrowo, świeżo i bez marnowania
czasu.
Ponownie - full wypas.
Epilog
Było miło i się zbyt
szybko skończyło. Przewidywaliśmy z koleżanką-małżonką, że zabawimy w Lifeage
gdzieś 2, góra 3 godzinki. Zeszło nam ponad 5 godzin… i nie wiemy kiedy minęły.
To jest najlepsza rekomendacja dla tego miejsca.
Na sam koniec… Rzecz
kluczowa, która zwróciła naszą szczególną uwagę. PERSONEL.
W każdym miejscu pełna
profeska, komunikatywność, ponownie brak przerostu formy nad treścią. Profesjonalizm okraszony konkretnymi umiejętnościami i zdobytym doświadczeniem.
Tam nie pracują przypadkowi ludzie, którzy chcą dopiero zostać trenerami,
masażystami, fizykoterapeutami itp. itd. To jest zespół, który już teraz jest w
stanie zaoferować wiedzę, umiejętności i kompetycje na najwyższym poziomie i to
na miarę każdego, nawet tego najbardziej wymagającego „pacjenta”.
Polecamy… pacjent i
koleżanka-małżonka…
PS. "Koleżanka małżonka" testowała jeszcze bardzo wprawne ręce Pana Marcina w strefie SPA i stwierdza ze znastwem, że masaż aromateraputyczny stał się jej ulubionym hedonistycznym doświadczeniem ever!!!!! Ale jak widzicie na zdjęciach poniżej męska część pacjentów wybierać będzie pewnie zabiegi u tych pięknych dam:)
No dobra chyba małą niespodziankę Wam sprawiłam recenzją oczami Mójciona, a mam dla Was jeszcze deser i to bardzo, bardzo FIT. Kto miał by ochotę przeżyć taki dzień warty 1500zł to niech staruje w konkursie. Zasady bardzo proste, a nagroda rewelacyjna (szczególnie, że zbliża się Dzień Matki)
KONKURS
- Polub LifeAge na FB - TUTAJ
- Polub Stand Up Fashion na FB - TUTAJ
- Udostępnij publicznie grafikę konkursowąna swoim koncie FB - TUTAJ
- W komentarzu pod tym postem napisz ile jest dostępnych saun w strefie Wellness w LifeAge. Podpowiedź znajdziesz na stronie LifeAge. Jeśli komentujesz anonimowo, zostaw namiar na siebie:):):)
Konkurs trwa do godz.23.59 (20.05.2014). Zwycięzcę ogłoszę 21.05.2014r.
Powodzenia!!!!
Niech Fit będzie z Wami!!!!!!
Do zobaczenia
Ewa
Photos by Stand Up Fashion