Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekorre. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekorre. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 maja 2013

600 stóp pod ziemią


   Wspomnienia z dzieciństwa są ważne. Nawet jak są tylko mgliste i bardziej pamięta się tylko niewyraźne szczegóły, zapachy czy dźwięki. Wycieczkę do Kopalni Soli w Wieliczce, na której byłam w podstawówce zapamiętałam mało wyraźnie, za to w taki sposób, że postanowiłam tam wrócić. Musiało minąć prawie trzydzieści lat do ponownego zejścia na 136 metrów pod ziemię. Musiała się dokonać wielka modernizacja i restauracja kopalni. Przez ten okres naszej rozłąki przedeptało ją miliony odwiedzających i moje dzieci musiały do tego dorosnąć. Przynajmniej na tyle, żeby mgliście zapamiętały że warto tu wrócić, być może ze swoimi już dziećmi.






















    Lubię podziemne klimaty, ten zapach i to światło, które jest mieszaniną tajemnicy i romantyzmu.


   3 maja wróciłam tu z przyjemnością. Z zaciekawieniem i podekscytowaniem. To miejsce, które warto pokazać swoim dzieciom, warto pokazać każdemu.

Wymyśliliśmy majówkę pod ziemią z przyczyn  pogodowych. Lać miało tego dnia od rana do wieczora, więc kopalnia wpasowała się idealnie w klimat aury. Dla tych, którzy jeszcze tam nie byli mam kilka praktycznych rad.


   Bilet najlepiej kupić online na stronie kopalni. Można oczywiście to zrobić w dniu, w którym chcielibyście zejść pod ziemię, ale nie ma gwarancji, że go kupicie i o której uda Wam się zejść. My kupiliśmy bilet rodzinny (2 dorosłych + dwoje dzieci) dwa dni przed wycieczką, na najwcześniejszą godzinę     (9.30). Bilety nie należą do najtańszych (przynajmniej w polskich realiach). Bilet dla osoby dorosłej to 52 zł, ulgowy 38 zł. Co przy wyjeździe rodzinnym daje już sporą sumkę, ale widoki i klimat wynagradzają nam ten wydatek.


   Do kopalni można wejść tylko i wyłącznie z przewodnikiem, w grupach do 30 osób, w odstępach między grupami około 10 minutowych. Każdy z uczestników dostaje zestaw radiosłuchawkowy – dzięki temu w wąskich korytarzach słyszymy cały czas przewodnika, nawet jak zniknie nam z pola widzenia. Zwiedzanie kopalni podzielone jest na dwa etapy.
Pierwszy etap turystyczny rozpoczyna zejście po schodach Szybem Daniłowicza.
Drugi etap muzealny (który można pominąć) jest przeznaczony dla miłośników historii i wytrwałych piechurów.
Razem około 3-4 godzin zwiedzania i marszu. Około 8 kilometrów chodników, kilkadziesiąt sal i kaplic, kilka tysięcy eksponatów. Nawet moja księżniczka, która marudzenie ma we krwi, tym razem spasowała i dopiero podczas jazdy na górę windą, przytulona do mojej nogi cichutko powiedziała:„Moje nóżki chcą już spać…” 

   Na powierzchnię można wyjechać dwoma szybami: Szybem Regis lub Szybem Daniłowicza, z którego rozpoczęła się nasza wędrówka. My opuściliśmy kopalnię szybem Regis, który znajduje się w samym centrum urokliwej Wieliczki. 



   Miasteczko jest piękne. Ma mały śliczny ryneczek, wąskie uliczki i mnóstwo zabytków. Przechadzając się ulicami tego pięknego miasta, trafiliśmy na Restaurację Królewską, położoną w niewielkim parku. Miejsce idealne na obiad i na odpoczynek po kilkugodzinnym zwiedzaniu. 









   Tych kilka zdjęć nie oddaje klimatu Wieliczki, piękna podziemnego świata i uroku starego miasta, ale mam nadzieję, że chociaż trochę Was zaciekawiłam.

Do zobaczenia
Ewa





Photos by Stand Up Fashion

ja miałam na sobie:

kurtka - mohito
spodnie - bershka
bluza - h&m
buty - venezia
komin - DIY

Julia miała na sobie:

kurtka, spodnie - zara
sweter - h&m
buty - next
torebka - ekorre

wtorek, 14 maja 2013

piknik pod wiszącą skałą


   Nie była to najwspanialsza majówka  w naszym życiu, ale miała swoje uroki.  Wiedziałam, że słońce nie będzie nas rozpieszczało i wiedziałam też, że dzieciaki nie darują mi jeśli nie zabiorę zapakowanego po brzegi kosza piknikowego.  Plan był następujący. Jedziemy do Groty Łokietka, bierzemy ze sobą wałówkę i koc. W drodze do jaskini szukamy urokliwego miejsca na nasz piknik (jeśli nie będzie padało), a jak będziemy w jaskini to już nam będzie wszystko jedno. 

   Wyjechaliśmy późno, mając nadzieję, że za chwilę się przejaśni. Ostatecznie po leniwym poranku nastało szybko południe. I jak to w podróży zdążyliśmy szybko zgłodnieć po śniadaniu. Do Groty nie dotarliśmy. Za to naleźliśmy najbardziej wietrzne miejsce na Jurze. I samotną skałkę wśród pól i łąk. Przyklejeni do wiszącej skały  i do siebie nawzajem pożeraliśmy nasz piknikowy prowiant trzęsąc się z zimna.

   Zastanawialiście się kiedyś  dlaczego taką frajdę sprawia dzieciom zjadanie zwykłych kanapek na kocu w kratkę pod chmurką? Natomiast zjedzenie jednej, malutkiej kanapki na przerwie śniadaniowej w szkole graniczy z cudem. Nie wiem jak wyjaśnić  ten fenomen, ale przynajmniej przy takich okazjach, moja Księżniczka nie jęczy nad kromką już po drugim kęsie.

   To był nasz najkrótszy piknik. Ale powiem Wam, że w sumie nie powinnam narzekać.  Widzicie  tę osadę na horyzoncie? 




   To Chochołowy Dwór w wiosce Jerzmanowice.  Hotel i restauracja zbudowana na ogromnej działce w urokliwym miejscu, z pięknym ogrodem oraz atrakcjami dla dzieci.  Zmarznięci do szpiku kości, obraliśmy azymut na gorącą herbatę z cytryną. Miejsce mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło dbałością o rodziny z dziećmi. Właściciele na czas majówkowy wynajęli dwie opiekunki, które na sali balowej organizowały dla dzieciaków gry i zabawy. 

 Dzieciaki były zachwycone. Tory przeszkód, żonglowanie, zabawy plastyczne i muzyczne. Najpiękniejsze w tym było to, że czuliśmy się tam jak para, która obserwuje poczynania nie swoich maluchów i z zachwytem w oczach myśli: nas też to kiedyś czeka. Dwie godziny błogiego braku potomstwa. Dla takich chwil warto żyć. I dla ich tarty czekoladowo – malinowej też. 
   Jak będziecie w okolicy, wpadnijcie tam, na pewno wrócicie.
















   Jeszcze słów kilka o moim majówkowym przyodziewku. Oprócz tej saszetki, o której  za chwilę Wam słów kilka powiem, to nie mam o czym rozprawiać. Jest bluza, są spodnie i trampki i jest saszetka – choć ta nazwa mi się nie podoba.  Najbardziej praktyczna torebka jaką mam, a z tych praktycznych  - najładniejsza. Dostałam ją od przemiłej Żakliny, którą poznałam w zeszłym roku Na SWAG–u  w Katowicach.  Od tamtego czasu się z nią nie rozstaję, chociaż widzicie ją pierwszy raz, to ja rozsuwam i zasuwam ten suwak codziennie kilkadziesiąt razy 5 dni w tygodniu.  

   Jest moim klucznikiem w pracy.  Pęk składający się z 20 sztuk kluczy do różnych sal, przebieralni, łazienek, zawieszony na szyi – powiem szczerze – TROCHĘ mi przeszkadzał. Zastanawiałam się nad takim kółkiem jakie miał KLUCZNIK z Matrixa, ale to ograniczałoby moje ruchy, które skąd inąd pani od fikołków są niezbędne.  Możecie zamówić u niej swoją, w dowolnym kolorze i według swojego pomysłu. Tak więc, saszetka Ekorre od Żakliny okazała się strzałem w dziesiątkę nie tylko w pracy, ale i na pikniki pod wiszącą skałą w bardzo wietrzne dni JJJJ.

 Do zobaczenia

 Ewa















Photos By Stand Up Fashion

saszetka - ekorre
bluza - no name
spodnie - ted baker
komin - mójcion/tkmaxx
trampki - converse
pierścionek, bransoletka - pandora




Choose your language

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...