poniedziałek, 30 grudnia 2013

rewitalizacja mojej strefy zamieszkania…

       


       Już pewnie wszystkie macie przygotowane kreacje na Sylwestra, wybrane dodatki i buty. Ja dzisiaj nie będę ubierała mojego ciała, nie wybieram sukienek, nie buszuję wśród biżuterii. Ja wymyślam kreacje dla moich ścian. Na razie wszystkie moje wizje są w mojej głowie, kilka już pokazałam na blogu, plan mam zamiar zrealizować na początku roku. Nie planuję wielkiego remontu, raczej kilka zmian kosmetycznych przy udziale tapet i może puszki farby.

      Przystępując do remontu stajemy przed wieloma dylematami. Najczęściej zaczynamy od pomysłów związanych z odświeżeniem ścian, bo najszybciej się „zużywają”. Jeśli były pomalowane to pewnie po jakimś czasie pojawiły się ubytki wynikające z otarć i różnej maści obić. Ponadto przy włącznikach światła i kontaktach kolor zaczyna powoli odbiegać od pozostałej powierzchni ściany. Czy czeka nas malowanie?!
Ale czy na pewno farba jest jedyną alternatywą. Niekoniecznie.
Alternatywą dla malowania jest tapetowanie. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy z ilości wzorów, faktur i materiałów jakie oferują dzisiaj sklepy. Tapety kojarzą nam się z czasami, o których chcielibyśmy zapomnieć – papierowe, nieciekawe wzory, monotonna kolorystyka, która bladła po jednym roku. Natomiast dzisiaj mamy przeogromny wybór tapet. Kilkadziesiąt katalogów z setkami wzorów. A co najważniejsze, tapety są coraz modniejsze i zdobią ściany wykwintnych wnętrz, (ostatnio oglądałam fantastyczne tapety w sklepie Strefa Zamieszkania i stąd ta moja dzisiejsza inspiracja).

      Ciekawostką może być fakt, że tapeta przywędrowała do nas z Chin. Było to stosunkowo niedawno, bo dopiero w XVI wieku, a apogeum popularności tapet przypada na wiek XVIII. Początkowo tapety produkowano w Anglii (od ok. połowy XVIII), Holandii, Niemczech i we Francji. Kiedyś najbardziej znaną firmą tapeciarską był Réveillon w Paryżu, który od 1786 był manufakturą królewską. Od początku w projektowanie tapet angażowali się artyści i nie zmieniło się to do dzisiaj.

      Wśród dostępnych tapet mamy w ofercie takie, które zostały zaprojektowane przez bardzo znanych artystów np. Karim Rashid, Harald Glööckler, Ulf Moritz, Luigi Colani, Barbara Becker, czy Candice Olson. Coraz częściej w projektowanie tapet angażują się również projektanci mody, którzy przenoszą to, co modne w garderobie na nowoczesny styl wnętrz np. Vivienne Westwood.
Moda wkracza odważnie do wnętrz. Warto zastanowić się nad tapetą, jako materiałem dla naszej ściany. Teraz nie musimy tapetować całych powierzchni. Mogą to być tylko fragmenty ścian z odważnym wzorem, zaskakującą teksturą dla ożywienia pomieszczenia.

       Tapeta jest też ciekawym pomysłem na zakrycie niedawno pomalowanej ściany, która nagle stałą się płaszczyzną twórczości dla naszych milusińskich, w chwili nieuwagi rodziców. Zamiast malować całą powierzchnię można położyć w kilka chwil tapetę i cieszyć się z nowego wyglądu pomieszczenia, unikając koszmaru ponownego malowania.

       Trochę pobuszowałam po sieci i stronie Strefy Zamieszkania i znalazłam kilka pomysłów i mnóstwo inspiracji. Oto kilka z nich, jak się Wam podobają? 
Do zobaczenia

Ewa













piątek, 27 grudnia 2013

czary mary - czyli jak powiększyłam sobie piersi:)

           
 
             Wstyd się przyznać, okazało się, że dzisiaj dostałam mój pierwszy stanik(wtf?) No tak, bo te, które miałam do tej pory, stanikami nie można nazwać, choć myślałam, że nimi są przez dobre 20 lat. Na naukę nigdy nie jest za późno, a w moim przypadku sprawa jest aż nazbyt poważna żeby ją lekceważyć.  Dlatego dzisiaj będę się wymądrzała, bogatsza o wiedzę, przekazaną nam przez Monikę Niemiec na mini warsztatach brafittigowych w Katowicach w salonie MiG.

Mądrość pierwsza
       Dobrze dobrany stanik poprawi Waszą sylwetkę, co zaowocuje w dłuższym czasie poprawą napięcia mięśni posturalnych. No wiem, strzeliłam trochę z grubej rury terminologią medyczną. Ale z mojego punktu widzenia jest to najważniejsza zaleta, bo jestem fizjoterapeutką z zawodu i tym bardziej mi wstyd, że dopiero teraz poruszam ten temat na blogu. No bo jeśli połowa społeczeństwa jest kobietami, a powiedzmy 80% kobiet nosi stanik, to wyobraźcie sobie jak raduje się dusza fizjoterapeutki kiedy pomyśli, że gdyby te 80% procent noszących biustonosz kobiet miało by go idealnie dobrany, o ile szczęśliwsze, łatwiejsze, piękniejsze i ZDROWSZE było by ich życie. Przysięgam, że od dzisiaj obowiązkowym tematem na zajęciach gimnastyki korekcyjnej i podczas warsztatów z rodzicami będę o tym mówiła.  Ba!!!, będę naciskała, sugerowała i przekonywała, że dobrze dobrany stanik to obowiązkowy gorset ortopedyczny każdej dziewczyny!!! Amen.

Mądrość druga
       Dobrze dobrany stanik, poprawi twoje samopoczucie o kilka oczek w hierarchii myślenia o swoim biuście. Jestem przekonana, że większość z nas (kobiet, a może i mężczyzn - hhihih), jest niezadowola ze swojego biustu. Za mały, za duży, obwisły, nie ten kształt, bez przedziałka,  rozlany, dziwny. Przestańcie myśleć źle o swoim biuście! 99 procent  Waszych znajomych i tak go nie widzi sauté, najważniejsze jest żebyś ty się z nim dobrze czuła, a bez dobrego stanika to niemożliwe!!! Dla posiadaczek małych biustów mam super wiadomość, przedziałek jest możliwy!!! Naprawdę sprawdziłam na sobie i w oku łza mi się zakręciła gdy ta pożądana kreseczka pojawiła się po założeniu stanika 65 D!!!! (A całe życie myślałam, że mam 75 A!!!)

Mądrość trzecia
         Migracja biustu z Waszego przodu ku tyłowi postępuje!!! I nie mam na myśli tylko tego , że w pozycji horyzontalnej naszym pachom nagle wyrastają sutki. Źle dobranym stanikiem rozcieramy nasz biust, który objawia się po pewnym czasie wałeczkami w okolicach pleców. Straszne prawda? Czy to znaczy, że tłuszcz na moich plecach to moje migrujące piersi, zapytacie pewnie? TAAAAK!!! To zjawisko odwracalne??!!!? Na szczęście tak. Jest na to sposób i jak zapewniała nas Monika pół roku noszenia dobrze dobranego biustonosza i poprawnego zakładania zdecydowanie poprawi sytuację. Uffff można odetchnąć.

Mądrość czwarta
        Dobrze dobrany stanik to 5 kilo mniej w 5 minut!! Tak i nie ściemniam. Nie na wadze, tak dobrze to nie jest, ale rozmiar w dół gwarantowany. 80 % wagi biustu powinno się opierać na obwodzie, który jeśli jest prawidłowo dobrany to stanowi nasz gorset. Prostujemy się automatycznie i cudownie zaznacza się nasza talia. Podniesiony  i wyeksponowany biust nie tylko odejmuje nam kilogramów ,ale też lat!!

Mądrość piąta
      Zakładanie stanika zaczynamy od zapięcia pod biustem na ostatnią haftkę (i tak też powinnyśmy kupować stanik), zakładamy ramiączka, pochylamy się do przodu, żeby nasze piersi pięknie wskoczyły w miseczki i wygarniamy wszystko co się da spod łopatek i pach do miseczek. Regulujemy ramiączka i wuala z A zrobiło się D. To się nazywa operacja bez skalpela!!!


Mądrość  ósma
        Jak bym mogła to każdą z Was osobiście bym zaprowadziła do brafitterki, bo co innego wymądrzać się tutaj, a co innego jak zrobi to profesjonalistka w salonie. Mam nadzieję, że będzie Wam po drodze np. do Katowic do salonu MiG, to naprawdę odmieni Wasze biusty!!!!

Mądrość szósta
        Kto by mógł pomyśleć, że gadanie o stanikach może trwać 4 godziny. Ale nie zmarnowałam ani jednej minuty, bo towarzystwo było przednie. Dziękuję za wspaniały wieczór Ilonie zBless the Mess, Dagmarze z Silesia Street Look i Agnieszce z Twój Bieg TwojeZwycięstwo oraz przesympatycznej Monice z Salonu MiG w Katowicach za tę wielce użyteczną wiedzę.

Mądrość siódma
        Każdy pretekst jest dobry, żeby Waszemu lubemu zapaliły się iskierki w oczach na widok Waszych biustów odpowiednio odzianychJJJ.

Do zobaczenia
 Ewa



najładniejszy..... niestety nie w moim rozmiarze by Marlies Dekkers
 przykład źle dobranego biustonosza o za dużym obwodzie.
 największy biustonosz w sklepie 95 M:):):)
 Dagmara i Monika:)
 Agnieszka i Monika :)
zawieszka pod prysznic - profilaktyka zaczyna się od stanika:)
 Ilona z trzema stanikami:) -"i co ja mam teraz zrobić - muszę wybrać jeden?"


Photos by Stand Up Fashion i Dagmara z Silesia Street Look

środa, 18 grudnia 2013

moje miasto

          
        


        Jak byłam w wieku do wzięcia to myślałam, że wybiorę takie miejsce do życia, które spełni moje marzenia. Będzie piękne i zadbane. Właściciele będą wychodzić z pupilami na spacer z torebkami na kupy.
Jako małe dziecko i dorastający podlotek nie byłam uczuciowo związana z Sosnowcem. Nie znosiłam bloków, zaniedbanych szarych ludzi i mostów nad przejazdami kolejowymi. Smutno kraczących nad ranem wron i gawronów, które odprowadzały mnie do szkoły. Wielkich, szkolnych korytarzy prowadzących do smutnych klas i dziwnych rówieśników.  

       Za to często wracałam myślami do mojego rodzinnego miasta – Płocka. Przypisywałam mu nadludzkie piękno i ponadprzeciętną magię, którą mają tylko niezwykłe miasta. Mam  lukrowane wspomnienia z dzieciństwa w Płocku. Wszystko było przepełnione miłością dziadków,  dziecięcą radością wydostającą się wówczas ze mnie wszystkimi porami. Tak jakby w trakcie roku szkolnego została specjalnie zamknięta. Podczas wakacji i wyczekiwanego powrotu do magicznego miasta szczęcie znajdowało swoje niepohamowane ujście, otwierane na tajemne hasło: wakacje.
Do spędzenia dorosłego życia chciałam zaleźć właśnie takie miejsce, ale nie znalazłam, bo też nie szukałam. Wtedy kiedy mogłam, nie chciałam. Znalazłam miłość w mieście, gdzie wrony smutno kraczą, a mosty nad torami nadal wzbudzają moją panikę.

I cóż, staram się zgrabnie lawirować pomiędzy kupami i niemal codziennie odwiedzam przedszkole, które do dzisiaj mnie przeraża. Młodzieńczy widok z okna na huśtawkę, na której marzyłam o wakacjach w Płocku zamieniłam na widok z namiastką parku.  Zmieniłam również podejście do mojego smutnego  miasta.  Wzięłam je pod włos. Oswoiłam niemal wszystkie lęki. Jest lepiej. Do tego stopnia, że gdy wracam z wakacji i przekraczam granice miasta, odczuwam nawet pewnego rodzaju zadowolenie, że jest nadal takie znajome - wróciłam do domu.

      Tylko czasami w snach chodzę ulicą Tumską w Płocku. Wracam z utęsknieniem do mieszkania prababci w kamienicy i skarpy nad Wisłą.

Do zobaczenia
Ewa






Photos by Stand Up Fashion

golf - mexx
koszyla - vans
spodnie - ted baker
kurtka - mohito
bezrękawnik - dkny
kozaki - gino rossi
rękawiczki - wittchen
torba - jane shilton
naszyjnik - glitter

sobota, 14 grudnia 2013

świąteczny lampion - DIY


Malowanie na szkle wydawało mi się zawsze za bardzo skomplikowane, czasochłonne i drogie. No bo trzeba zainwestować w specjalne farby, trochę o tym poczytać, zrobić jakiś projekt... Tymczasem wymyśliłam rozwiązanie na miarę moich talentów rysowniczych (hihihi), zasobności portfela i cierpliwości (której zawsze mi brakuje). Na pewno każda z Was ma w domu kilka szklanek, które z powodzeniem mogą posłużyć jako wyjściowa baza do stworzenia czegoś oryginalnego i świątecznego. Bo przecież samodzielnie stworzone prezenty cieszą najbardziej zarówno obdarowanego jak i tego, który włożył w dzieło całe swoje serce. Ja miałam kilka wazonów, które na czas świąt zamienią się w lampiony i zapewne zmienią swoje miejsce zamieszkania przewiązane wielką kokardą. 

Co nam będzie potrzebne do tego "jakże trudnego" zadania:

1. Przeźroczyste naczynie szklane
2. Klej Magic - dostępny w sklepach papierniczych i dla plastyków  - ok 5 zł
3. Brokat - kolor dowolny - według waszego gustu - 3 zł
4. Pędzel do usunięcia nadmiaru brokatu - 1 zł



  1. Naszą pracę zaczynamy od dokładnego umycia wazonu płynem do mycia naczyń, dzięki temu klej będzie lepiej przylegał do odtłuszczonej powierzchni.
  2. Następnie zaczynamy nanosić klej na naczynie według dowolnego wzoru. Ja nie miałam szablonu i tworzyłam jak" bozia dała", ale dla tych bardziej strachliwych polecam narysować sobie szablon na białej kartce papieru czarnym flamastrem i przykleić go taśmą klejącą do wewnętrznej strony naczynia, dzięki temu będziecie tylko kalkować wzór z szablonu. Polecam Wam się z tym dziełem trochę pospieszyć, bo klej dosyć szybko schnie (co zauważycie po zmianie z białego na przeźroczysty). Duże rysunki dobrze jest konturować etapami.
  3. Gdy kontury są wypełnione, pozostaje nam tylko rozsypać gwieździsty pył (jak ja to lubię!!!) na nasz rysunek, tak żeby przykrył wszystkie białe miejsca. Czas schnięcia mojego "dzieła" to około 3 godziny. Poznacie to po idealnie przeźroczystym wnętrzu.
  4. Pozbywamy się nadmiaru brokatu, który ponownie możemy wykorzystać. Na mój lampion zużyłam około 1/3 zawartości tego małego flakonika.
  5. Szyszki też dostały swoją porcję świecidełek:):):).
I jak Wam się podoba moje "wielkie dzieło"? 

Do zobaczenia 


Ewa







Photos by Stand Up Fashion

niedziela, 8 grudnia 2013

wool and wool







Photos by Stand Up Fashion

marynarka, sweter, czapka - sh
spodnie - zara
buty - mały butik w Rzymie
słuchawki  - wezc
rękawiczki  - wittchet

wtorek, 3 grudnia 2013

salonowe rewolucje




Może rewolucja to nie jest, ale ja odczułam zdecydowaną poprawę funkcjonalności  i ogromną poprawę samopoczucia po tych salonowych zmianach. Kto pamięta wcześniejszy wygląd mojego salonu (tutaj) to wie, że było w nim raczej chłodno.  Minął mi już ten okres sterylnej czystości i teraz skłaniam się ku mieszance stylów, bardziej klimatycznym wnętrzu z niebanalnymi meblami.

Problem mój – raczej banalny – czyli brak funduszy na meble, malowanie i dekoracje – zmusił mnie do kombinowania. Pierwszą rzeczą, jaką wykombinowałam było rozczłonkowanie znienawidzonej już rogówki (wcześniej wyglądała tak) na dwie odrębne części . Powstała  „nowa” dwuosobowa kanapa, która zachowała funkcję rozkładania  oraz dodatkowo jednoosobowa leżanka ze schowkiem w środku.

Białe stoliki znalazłam w Interkomisie (uwielbiam ten sklep!!!!) i wyglądały tak jak by służyły za grzędę dla kur. Nie zraziłam się wizją tego naturalistycznego  anturażu,  a cena przekonała mnie już całkowicie. Chociaż Mójcion był odmiennego zdania twierdząc, że to najdroższa grzęda na świecie.  Ja twierdzę, że to bardzo ładne stoliki, choć wymagały kilku godzin pracy.

Stolik śniadaniowy w stylu art deco, niemieckie toczone krzesło i fotel  rodem z PRL-u nie kosztowały mnie wcale.  Znalazłam je na Tablicy.pl w zakładce oddam za darmo:):):).  Takie znaleziska lubię bardzo. Fotel będzie miał nową tapicerkę, a krzesło nowy kolor (chyba czerwony).

Brakuje mi tu jeszcze kilku rzeczy. Dywanu – w biało czarne wzory, lampy nad stołem i jeszcze kilku drobiazgów. Planuję też kupić stary drewniany stół i krzesła z odzysku. Jeszcze nie jest tak jak bym chciała (biorąc pod uwagę zmiany bezkosztowe), ale zmierzam w dobrym kierunku.

A co Wy myślicie o tej salonowej rewolucji?

Do zobaczenia…

Ewa















Photos by Stand Up Fashion

Choose your language

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...