czwartek, 26 lutego 2015

vintage wool dress/coat by karl lagerfeld





Będę się dzisiaj chwalić. A mam czym, oj mam.  Ale po kolei. Kiedyś pisałam o tym, że jestem w czepku urodzona i od czasu do czasu przydarzają mi się rzeczy, które przydarzają się przeciętnej kobiecie stosunkowo rzadko. Wtedy chodziło o marynarkę Oscara De la Renty, którą upolowałam w lumpeksie za 30 zł. Dzisiaj kosztuje za pewne więcej niż 2 lata temu kiedy Oscar jeszcze żył.  Wisi w mojej szafie do dzisiaj  i chociaż noszę ją rzadko to sam fakt, że ją mam jakoś tak wprawia mnie w poczucie dumy.

Mój ostatni wypad na lumpeksowe łowy był jeszcze bardziej udany.  Do mojej szafy wpadła prawdziwa perełka vintage.  Wełniany płaszcz Karla Lagerfelda za niebagatelne 1 zł!!!!!!

Nie jestem pewna czy jest to właściwie sukienka czy płaszcz. Raczej wiosenny wełniany płaszcz bo ma charakterystyczny krój, a reglanowe rękawy zdecydowanie przemawiają za opcją płaszczową.  Natomiast wkłada się go przez głowę, co przemawia za sukienką. Ma jedwabną podszewkę i regulację szerokości z tyłu. Nawet guziki sygnowane są KL. Próbowałam dogrzebać się do informacji z jakiego okresu pochodzi, ale niestety pozostaje mi się tylko domyślać. Myślę, że to początek lat 80 lub końcówka 70.  Charakterystyczne poduszki na ramionach (zlikwidowałam) i rękawy typu reglan – to typowe dla lat 80 – tych cięcie, choć mogę się mylić. Może ktoś z Was coś mi podpowie? 

Są tu może jacyś maniacy KL?

       Jestem taka dumna z mojego nowego nabytku, że nawet wichura, fatalne światło i śnieg po kostki na tarasie widokowym w Qubus Hotel w Krakowie nie były w stanie mnie zniechęcić do pokazania go już teraz. Szkoda czasu na czekanie na wiosnę. Częstujcie się. Mam nadzieję, że podoba się Wam tak samo jak mnie.

Do zobaczenia


Ewa







płaszcz/coat - karl lagerfeld
spodnie /trousers - zara
szpilki/hills - badura
golf/turleneck - no name

piątek, 20 lutego 2015

biały kołnierzyk i nerdy



Niektóre rzeczy mają po prostu w sobie to coś. Oczywiście nie wszyscy tak sądzą, a mogę śmiało powiedzieć że jeśli chodzi o okulary na mym nosie, to pewnie niewiele z Was myśli podobnie. Na czele z Mójcionem. On uważa, że wyglądam w nich jak Gucio, który chciał być kobietą i wieczorami daje się ponieść wyobraźni.

Te okulary moim zdaniem mają w sobie to coś. Po pierwsze lubię je niezmiernie, po drugie poziom zadowolenia z siebie wskakuje mi w nich o oczko w górę, a po trzecie to kwintesencja kujoństwa – dla mnie to egzotyczne zjawisko trochę z pogranicza science fiction, które zawsze chciałam poczuć, ale nigdy na tyle się nie starałam.

W połączeniu z bardzo formalnym wyglądem typu pani profesor wzbudza we mnie delikatne drżenie serca. Nic mi z opinii Mójciona, to już pewne, zostają ze mną na stałe.  Czasami na nosie – jak mi będzie smutno i źle. Drżenie serca jest dzisiaj prawie na wymarciu. Nie pozwolę mu umrzeć!

Do zobaczenia


Ewa








Miejsce zdjęć - hotel Qubus Kraków

koszula - next
bluzka - sh
spodnie, okulary - zara
szpilki - badura
torba - venezia
zegarek - michael kors
bransoletka - prezent
pierścionek - pandora


wtorek, 17 lutego 2015

mała czarna i pióra




Jest już połowa lutego, a ja nie zwróciłam uwagi na  pierwszą połowę na tyle dokładnie, żeby coś Wam o niej opowiedzieć. Jestem pewna, że ten paradoks ktoś gdzieś opisał i ma nawet swoją nazwę, ale w tej chwili nie chce mi się błądzić po czeluściach Internetu… W każdym razie, w skrócie chodzi o to, że dla większości ludzi (w tym też dla mnie) lepiej jest jak ma się więcej niż mniej do zrobienia. Im więcej zadań tym lepiej radzę sobie z organizacją czasu.

Z tego właśnie powodu dopiero zaczynam się rozkręcać. Właśnie teraz kiedy skończyły się ferie, właśnie teraz kiedy zaczęłam nowe projekty i znowu większość dnia spędzam w dresie (taka praca…:)). Właśnie teraz kiedy zamiast kawą podnoszę sobie ciśnienie rozkładem dnia wypełnionym po brzegi. Jest jeszcze lepiej, kiedy od rana atakuje mnie słońce i nie pozwala narzekać na szaroburą zimopluchę. Jestem wtedy w stanie znieść dużo więcej, nawet żołądek karmię promieniami słońca (cokolwiek to oznacza sic!).

Sukienkę miałam Wam pokazać przed Walentynkami… ale doszłam do wniosku, że burgundowe szpilki będą gościły na moich stopach w dzień powszedni – tak bardzo mi się podobają, wraz z małą czarną tworzą duet idealny.  Mała czarna torebka z piórami też stała się moją ulubioną… jest wprost idealna żeby położyć ją na stoliku obok zapalonej świecy i w towarzystwie małż w białym winie. Żałuję, że nie było jej ze mną w Paryżu, pokazałbym jej idealnie zrobione ślimaki  i kawałek miasta, które nigdy nie zasypia.

Jest już prawie pierwsza w nocy, właśnie zaczęło sypać największymi płatkami śniegu jakie w życiu widziałam. Jest tak cicho, że nawet bose stopy na podłodze to krzyk w ciemności.

Dobranoc kochani,

Do zobaczenia rano.

Ewa














torebka - letycja
mała czarna - zara
szpilki - badura
zegarek - certina
pierścionek - pandora

Choose your language

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...