Włoszki mają umiejętność, której Bóg mi poskąpił. Tak umiejętnie chodzą na obcasach obleczonych skórą po istnych torach przeszkód jakie funduje im stare miasto, że zdumiewa mnie to za każdym razem jak na nie patrzę. Zgrabnie lawirują między uskokami na bruku, dziwnie pochylonych chodnikach i tysiącletnich kocich łbach. Żaden obcas nie wpadnie w szparę między kamieniami. Nie wiem jak one to robią, ale udaje im się doskonale nie zdewastować szpilek. Zazdroszczę im tej umiejętności.
Lubię obserwować ludzi, kobiety chyba nawet bardziej niż mężczyzn. Staram się zgadnąć z jakiego kraju pochodzą. Włoszki można rozpoznać z daleka. Najpierw się je słyszy. Śpiewnie gestykulują do partnera podczas przechadzki (bo nie chodzą zazwyczaj samotnie), przy akompaniamencie mieszanki wysokich i niskich tonów ułożonych w piękny włoski język. Potem można się już przyjrzeć szczegółom. Pochłonięte rozmową i wielopoziomową gestykulacją z częstą zmianą tonów z wysokich na niskie, Włoszki raczej nie zwracają uwagi na otoczenie, same będąc wspaniałym „okazem” do obserwacji. Lubię ich temperament, lubię jak się ubierają. Proste klasyczne formy, dobrej jakości materiały (len, jedwab), oryginalna biżuteria i buty na wysokim obcasie.
Ja muszę mieć chodnik idealnie płaski, żeby moja duma nie wywinęła zgrabnego orła, choć uważam, że sztukę chodzenia na szpilkach opanowałam już dosyć dawno. W tym wypadku kilometrowy spacer na kolację ulicami Rzymu skończył się śmiercią moich ulubionych srebrnych szpilek. Kobieta uczy się całe życie, a do włoskiej perfekcji „tour de Roma in high heels” jeszcze mi daleko.
Do zobaczenia
Ewa
Photos by Stand Up Fashion
dress - sh +DIY
bag - sh
heels - new look
necklase - promod
watch - michael kors
bracelet - yes