środa, 28 sierpnia 2013

red dress by night




Włoszki mają umiejętność, której Bóg mi poskąpił. Tak umiejętnie chodzą na obcasach obleczonych skórą po istnych torach przeszkód jakie funduje im stare miasto, że zdumiewa mnie to za każdym razem jak na nie patrzę. Zgrabnie lawirują między uskokami na bruku, dziwnie pochylonych chodnikach i tysiącletnich kocich łbach. Żaden obcas nie wpadnie w szparę między kamieniami. Nie wiem jak one to robią, ale udaje im się doskonale nie zdewastować szpilek. Zazdroszczę im tej umiejętności.

Lubię obserwować ludzi, kobiety chyba nawet bardziej niż mężczyzn. Staram się zgadnąć z jakiego kraju pochodzą. Włoszki można rozpoznać z daleka. Najpierw się je słyszy. Śpiewnie gestykulują do partnera podczas przechadzki (bo nie chodzą zazwyczaj samotnie), przy  akompaniamencie mieszanki wysokich i niskich tonów ułożonych w piękny włoski język. Potem można się już przyjrzeć szczegółom. Pochłonięte rozmową i wielopoziomową gestykulacją z częstą zmianą tonów z wysokich na niskie, Włoszki raczej nie zwracają uwagi na otoczenie, same będąc wspaniałym „okazem” do obserwacji. Lubię ich temperament, lubię jak się ubierają. Proste klasyczne formy, dobrej jakości materiały (len, jedwab), oryginalna biżuteria i buty na wysokim obcasie.


Ja muszę mieć chodnik idealnie płaski, żeby moja duma nie wywinęła zgrabnego orła, choć uważam, że sztukę chodzenia na szpilkach opanowałam już dosyć dawno. W tym wypadku kilometrowy spacer na kolację ulicami Rzymu skończył się śmiercią moich ulubionych srebrnych szpilek. Kobieta uczy się całe życie, a do włoskiej perfekcji „tour de Roma in high heels” jeszcze mi daleko.

Do zobaczenia

Ewa











Photos by Stand Up Fashion

dress - sh +DIY
bag - sh
heels - new look
necklase - promod
watch - michael kors
bracelet - yes

piątek, 23 sierpnia 2013

środa, 21 sierpnia 2013

dysfunkcja charakteru




Mam od urodzenia pewną dysfunkcję. Nie jedną oczywiście, ale nie o przypadłościach ciała chciałam mówić. Najgorsza jest ta, której bardzo długo nie dostrzegałam. Teraz też majaczy mi tylko na horyzoncie jak fatamorgana. Czasami wydaje mi się, że widzę ją wyraźnie, a czasami znika na długo. 

Nie potrafię być wdzięczna i nie umiem dziękować.

Powiem Wam, że to chyba moja najgorsza wada. A może nawet dwie, choć łączą się ze sobą w wielu aspektach. Najgorsza dlatego, że dostrzegłam ją dosyć późno. Oczywiście nie sama, ktoś musiał pokazać mi palcem – o tu jest twoja wada. I dlatego też, że jestem z natury bardzo krytyczna. Byłabym idealnym krytykiem kulinarnym, hotelowym lub jakim sobie wymyślicie. Bez zastanowienia i jednym tchem wymienię co najmniej kilka niedociągnięć w każdym pokoju hotelowym, obsłudze klienta, podanym daniu czy przedmiocie. Wiecie dlaczego wcześniej nie widziałam tej wady? Ja nie wiem. Zawiłości mojego umysłu mogą wpędzić do grobu niejednego psychologa. W sumie nie ma to już znaczenia, ważne jest że winny zrozumiał, że jest winien.

Czytając i oglądając dzisiaj swoje ulubione stadko blogów, ukuło mnie, że dziewczyny idą do przodu jak burza. Zazdrościłam świetnych tekstów, pięknych nóg, statystyk, liczby obserwatorów, zdjęć robionych przez genialnych fotografów, itd. I pewnie akurat to się nie zmieni, będę zazdrościła dalej, bo zawsze jest ktoś lepszy ode mnie. Ale zazdroszczę pozytywnie, czerpiąc inspirację, dobre słowa, mądrość, oglądając piękne zdjęcia i świetne stylizacje.

 I jestem wdzięczna.

Tym najlepszym, którzy podnoszą poprzeczkę z każdym postem i nie mam nawet szans do nich się zbliżyć, do każdej w innej dziedzinie (Tattwa, Venila, Horkruks, Ewelina Gralak, Molly, Mss Ferreira, Weronika i wiele innych mniej lub bardziej znanych)

I jeszcze dziękuję, każdemu z Was z osobna.

Tak Tobie!!!
Dziękuję Ci, że czytasz to co piszę.
Dziękuję Ci za to, że mi zaufałeś/aś.
Dziękuję Ci, że najcenniejszym co masz dzielisz się ze mną, Twoim czasem.
Dziękuję Ci, że zostawiasz w moim kawałku Internetu swój ślad.
Dziękuję Ci za miłe słowa.

Dziękuję za krytykę (i chociaż w dalszym ciągu źle ją znoszę, to zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkim może się podobać to to co robię).

Dziękuję Ci, za przemilczane modowe wpadki.
Dziękuję Ci za to, że masz o mnie swoje zdanie.
Dziękuję za to, że chcesz ze mną rozmawiać.

Dziękuję, za Twoje milczenie – wiem, że tam jesteś.

Dziękuję za uwagę (jak mówi Venila). Idę odrabiać osobiste zaległości w dziękowaniu:).

Ewa











Photos by Stand Up Fashion

spódnica - tara jarmon
bluzka - h&m
szpilki - new look
torebka - sh
naszyjnik - promod
okulary - moschino



poniedziałek, 19 sierpnia 2013

ona tańczy do wiatru




Od jakiegoś czasu, moje młodsze dziecię wykazuje ponadprzeciętne zdolności taneczne. Oczywiście w moich oczach. W oczach matki jej dziecko jest zawsze ponadprzeciętne i tak pozostanie do końca. Moja Księżniczka swoje taneczne korzenie odkryła niedawno, kiedy to w skocznym rytmie do piosenki „Moja koza beczała” zakwalifikowała się do finału młodych form tanecznych. Od tamtego czasu, tańczy do wszystkiego, ku mojej rozpaczy, bo nie ominęła mnie fascynacja „Ona tańczy dla mnie”….

Ale wśród typowych dziecięcych przebojów zdarzają się też takie, które są też moimi ulubionymi tanecznymi kawałkami. Joe Cooker -  You can live your hat on, Kenny Loggins - Foot loos, Surviver - Eye of the tiger,  The Black Eyed Peas - I Gotta Feeling.

        Na tych zdjęciach też tańczyła, chociaż żadnej muzyki nie słyszała. Zapytałam ją do jakiej muzyki tańczysz Julia?

- No przecież do wiatru mamo, nie słyszysz jak ładnie wieje?
















Photos by Stand Up Fashion

little red dress - Monsoon

piątek, 16 sierpnia 2013

spanish steps




       Kilka razy w roku po tych schodach stąpają w równych odstępach czasowych nogi do nieba (albo do samej ziemi), z pęcinami niczym rasowe araby, z kolanami z idealnie położoną rzepką bez śladów komórek tłuszczowych. I noszą idealną górną połowę ciała. W rytm dźwięków poruszających gibkie ciała spowite w jedwabie, kaszmiry, wełnę  i skórę.  Ilości sesji zdjęciowych na tych schodach chyba nikt nie zliczy. Zresztą w tym miejscu aparat fotograficzny  trzyma prawie każdy, jeśli nie trzyma to pozuje.

        Wszyscy chcą mieć zdjęcie na Schodach Hiszpańskich. Chciałam i ja.  Wiem, jestem jak wszyscy, sztampowa, przewidywalna i próżna. A co mi tam, miałam takie próżne marzenie i je spełniłam z dziką rozkoszą dzięki Mójcionowi. I to nawet dwa razy (efekty nocnej sesji na Schodach Hiszpańskich już niedługo!) . Wyobraźcie sobie, że w ciągu minuty przechodzi po nich setki osób, nie wiem jak Mójcion to zrobił, że tego nie widać… 

PS. To szare co mam na ramionach to dlatego, że spaliłam sobie dekolt poprzedniego dnia..

Do zobaczenia

Ewa












Photos by Stand Up Fashion

to szare - kardigan river island
spodnie - no name
top - no name
buty - zara
torebka - jane shilton
bransoletki - by dziubeka

Choose your language

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...