Publikując ostatniego posta, byłam z siebie taka dumna, że poszło mi to w zawrotnym tempie. Od zrobienia zdjęć do publikacji - jakieś 10 godzin, co jest w moim przypadku ewenementem na skalę co najmniej wielkiego zdziwienia. Dumna i blada myślałam sobie, że teraz nadrobię zagległości, o których wstyd mi nawet wspominać. Ale czas w ostanim tygodniu jakby przyśpieszył robiąc mi na złość, i zanim się nie obejrzałam minął prawie tydzień od mojej ostatniej aktywności na blogu i od tych śmiesznych postanowień. Oczywiście zaległości urosły, a czas jak to czas przeleciał mi przez palce. Prawdę mówiąc dzieje się to ciągle w moim życiu, w Waszy też?
Tylko teraz jakby bardziej się zdziwiłam, że to już po 1 listopada. I że muszę ruszyć pełną parą z przygotowaniami do urodzin Julii (bal księżniczek się nam szykuje dla kilkunastu młodych dam, wygłodniałych długich sukienek z falbankami, cekinami i kryształkami ).
O zdjęciach z moim zapracowanym Mójcionem mogłam tylko pomarzyć. Julia odmówiła współpracy racząc nas zapaleniem krtani i nieprzespanymi nocami umilanymi złowrogim szczekaniem (kaszel przy zapaleniu krtani przypomina szczekanie psa). Zdesperowana przejrzałam zasoby twardego dysku, w poszukiwaniu czegoś niebardzo przykurzonego upływem czasu. I znalazłam te zdjęcia moich Dwóch Biegunów, zrobione późną wiosną tego roku. Lubię ich klimat. Pewnie ten kto nie zna moich dzieci osobiście, patrząc na te zdjęcia, powidziałby, że mają podobny temperament. Nic bardziej mylnego. Krańcowo różne charaktery, dwa bieguny.
I pewnie dlatego tak dobrze się razem dogadują.
Do zobaczenia
Ewa
Photos by Ewa Witczak
Julia ma na sobie:
sweter, sukienka - sh
buty - next
torebka - prezent od babci z Zakopanego:)
Wiktor ma na sobie:
kurtka - h&m
koszula - george
spodnie - zara
buty - timberland